niedziela, 7 czerwca 2015

Jak powstrzymać wojny?

Dziwny tytuł, prawda? A jeszcze dziwniejsze jest to, co mogę wiedzieć o wojnach. O tym jak je powstrzymać. Nie jestem historykiem ani psychologiem, jednak czasem każdy człowiek miewa przemyślenia. Moje przemyślenia biorą się z tego, co aktualnie dzieje się na Ukrainie i w Rosji. Czy historia się powtórzy? Czy może Państwo Islamskie wyprzedzi działania Putina i prędzej podbije świat? Czy żyjemy w czasach trzeciego antychrysta, zwiastującego apokalipsę? Czy skończy się to dla nas dobrze, czy źle? Jak ma wyglądać przyszłość, jeśli teraźniejszość nie zmieni się na lepsze?

Ten post został zainspirowany moją niedawną rozmową z nauczycielką od historii, która podziela mój pogląd ukazany poniżej.

A co jeśli powiem Ci, że wcale nie musi być wojen? Jeśli powiem, że świat wcale nie musi być takim brutalnym, jakim jest teraz? To wydaje się takie proste, powiedzieć. Nie wiesz jednak, że potrzebne by były niesamowite poświęcenia dla takich idei. Poświęcenia, które nie podobałyby się społeczeństwu. Poświęcenia, które wywołały by bunt, uniemożliwiający wprowadzenie owej idei w życie. Problem agresji na świecie jest spowodowany tym, że jesteśmy jej uczeni. Nie twierdzę iż ktoś prowadzi nam w szkołach wykłady z tego, jak być agresywnymi, jak wszczynać wojny, jak szerzyć ból i cierpienie. A może jednak tak właśnie twierdzę? Żeby to zrozumieć, trzeba się cofnąć do najdalszych zakamarków naszej podświadomości, do edukacji. Spróbujcie zrozumieć taki paradoks: Większość rodziców nie chce, żeby ich dzieci oglądały kreskówki, w których jest przemoc lub podobne filmy. Nie mają jednak nic przeciwko temu, że ich dzieci od najmłodszych lat uczą się o wojnach, dyktaturze i ludobójstwie. Ponad osiemdziesiąt procent programu oświaty z dziedziny historii to nauka o wojnach. Nauka o wojnach, które nigdy się nie kończą. Czemu? Bo od najmłodszych lat jesteśmy ich uczeni.
Gdybyśmy spróbowali zapomnieć? Wspomniałem już wcześniej, że jest to trudny zabieg, który prawdopodobnie nie spotkałby się z aprobatą społeczeństwa. Gdybyśmy jednak ograniczyli wojny w podręcznikach, może pomogło by to w zmniejszeniu liczby wojen na frontach.

Zagłębmy się w ten temat jeszcze trochę. Ucząc się patriotyzmu, jesteśmy podświadomie uczeni braku szacunku dla władzy. Przez to, jak ukazywani są władcy w czasach wojen (którzy często sami je wywoływali) nasze spojrzenie na aktualny stan rzeczy jest przyćmione. Jesteśmy uczeni, że władza jest zawsze skorumpowana i błędna (choć nie zawsze tak jest w rzeczywistości). Przez uczenie się o nieprawidłowości władz, uczymy obwiniać innych o zły stan rzeczy, który często sami powodujemy.
Ucząc się o jednorazowych konfliktach wywoływanych przez konkretne państwo, uczymy się złej opinii na temat danego państwa, zapominając, że osoby odpowiedzialne za owe konflikty poniosły już kary. Również jesteśmy uczeni zazwyczaj tylko z jednego punktu widzenia (np. Vlad Palownik przez większość Europy jest postrzegany jako brutalny potwór, jednak np. w Rumunii mówi się o nim jak o bohaterze, który pokonał Turków). Boimy się, że kontrolują nas media, telewizja, przywódcy religijny, politycy, zapominamy przez to, że tak na prawdę wszystko może posłużyć do kontrolowania społeczeństwa.

Mówi się, że wojny muszą być zapamiętywane, by można było z nich wyciągać wnioski i nie popełniać tych samych błędów. Skąd się więc wzięło powiedzenie "Historia lubi się powtarzać"?
Jako przykład weźmy chociażby aktualne działania Vladimira Putina, które wyglądają niemal identycznie jak te Adolfa Hitlera, które rozpętały drugą wojnę światową. Inne państwa nie ingerują w sprawę Ukrainy, przez strach przed wojną, jaką taka ingerencja mogłaby wywołać.

Pozostaje pytanie: Czy brutalność jest lepsza od nieświadomości?

Pozdrowienia!!!
- Nihil Novi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz